wtorek, 12 marca 2013

Ludzie krzywdzą

Już nikomu nie można ufać... osobę, którą kocham skrzywdziła mnie... Nie daje sobie rady... nie chce żyć.

niedziela, 24 lutego 2013

sama nie wiem co ...

" Tak wielu ich znałam - szkoda, że tylko część ich przeżyła... Póki żyjemy jesteśmy zwycięzcami, a Ci co już odeszli ? Kim oni są ? Tchórzami ? Dlaczego nam tak życie się potoczyło ? Ja mogę powiedzieć byłam na dnie, ale wyszłam zwycięzko. A Ci którzy nadal żyją w bagnie ? Czy uda im się wznieść na górę ? Na pewno muszą tylko ostro walczyć !." 

sobota, 23 lutego 2013

stare opowiadanie : Wiara, Nadzieja i Miłość


  Któregoś dnia, ja wraz z moją najlepszą przyjaciółką Mają wybrałyśmy się na spacer do lasy. Był to piękny zimowy poranek. Dokładnie pierwszy stycznia nowego roku. Kiedy wszyscy odsypiali sylwestrową noc, my chodziłyśmy po lesie. Musiałam Mai dobrze pilnować ponieważ nie była w najlepszym stanie psychicznym. Chciała się zabić . Dlatego wszyscy na nią teraz uważają. Czasem rozmawiając z nią myślałam, że to nie są słowa mojej przyjaciółki, tylko jakiejś innej obcej dziewczyny. Jej psychika, różne przedziwne zachowania nie zmieniały uczuć jakie do niej czułam. Pomimo, że chciała mnie zostawić samą odbierając sobie życie, kochałam ją ponad wszystko, w końcu była moją przyjaciółką. W lesie na początku było cicho i spokojnie dopóki zbytnio się nie oddaliłyśmy . Błądząc po lesie napotkaliśmy wilka , który narobił sporo namieszania. Zaczął iść w naszą stronę, wybuchła panika. Zaczęłam szybko uciekać nie odwracając się do tyłu. Migiem znalazłam się na obrzeżach lasu, jednak niestety nigdzie nie było mojej przyjaciółki. Uświadomiłam sobie, że źle zrobiłam, zostawiłam ją samą z tą dziką bestią. Ona nie chciała żyć, nie uciekła, zabił ją. W głowie miałam śmierć i tylko śmierć. Krzyczałam : Majka ! Majka!. Nikt nie odpowiadał. Szybko więc pobiegłam do domu, opowiedziałam całą sytuację i natychmiast rozpoczęto poszukiwania. Niestety na próżno, przez cztery godziny jej nie znaleźli. Straciłam nadzieję , straciłam najlepszą przyjaciółkę ! Wieczorem wybrałam się do kościoła, rozmawiałam z księdzem, który powiedział mi bardzo ważne rzeczy.
-Czy kochasz Maję?
-Tak proszę księdza.
-A więc tak . Są trzy najważniejsze cnoty : Wiara, Nadzieja i Miłość.
Wiara- wierz w to, że żyje . Nadzieja- miej nadzieję na jej powrót . Miłość- kochasz ją i to najważniejsze, zawsze będzie twoją przyjaciółką. Dopóki jej nie znajdą zawsze miej nadzieję nawet jeśli inni by jej nie mieli. Pamiętaj jeśli kochasz to zaczekasz.
Pokiwałam głową iż będe tak robić. Ksiądz powtarzał mi to przez całe 260 dni ( był moim przyjacielem takim jak Maja), potem zaś umarł. Zaczęłam już w wszystko wątpić, Maja się nie odnalazła, a mój przyjaciel umarł , wszystko nagle straciło sens. Jednak w głowie miałam te trzy cnoty : Wiara, Nadzieja, Miłość . Po kilku dniach jakoś udało mi się pogodzić z śmiercią księdza. W szkole rozmawiałam z koleżankami i starałam już się nie dobijać. Tak było do sylwestrowej nocy. Położyłam się spać i po raz pierwszy przyśnił mi się mój przyjaciel ksiądz. Stał patrzył na mnie, ja zaś siedziałam w ciemnym kącie i płakałam. On do mnie podszedł, powiedział <<Wstań i spójrz>> . Wstałam i spojrzałam przed siebie, przede mną stała moja przyjaciółka. I na tym sen się skończył . Postanowiłam, że dziś pójde na grób księdza. Tamtego dnia właśnie minął rok od zaginięcia Mai. Postanowiłam zwierzyć się księdzu mówiąc do kamiennego grobu. Poszłam tam, położyłam czerwone róże na grobie i usiadłam na ławce przed grobem. Zaczęłam mówić <<Najpierw straciłam moją najlepszą przyjaciółkę, potem przyjaciela . Och proszę księdza nie oszukujmy się, Maja już się nigdy nie odnajdzie , bo gdyby miało tak być już dawno by wróciła. Nawet jeżeli nie została pożarta przez wilka to na pewno popełniła samobójstwo. Jednak nigdy nie przestanę jej kochać, ona zawsze będzie moją najlepszą przyjaciółką . Maju gdybyś tu była albo nawet gdybyś to słyszała to chciałabym Ci powiedzieć, że Cię kocham>>.
<<Ja Ciebię także>> usłyszałam czyjś głos, jednak pomyślałam, że to tylko złudzenie . Byłam jej głosem przewrażliwiona . << Dlaczego tracisz nadzieję , a nie traciłaś jej podczas moich prób samobójczych. Przecież zawsze mi mówiłaś, że ciągle wierzysz w życie >> znów usłyszałam ten głos.
<< Czasem nadzieja chyba nic nie daje>> odpowiedziałam wtedy.
<<Nadzieja jest trudna na powrót człowieka , ludzie często ją tracą, bo są niecierpliwi , wtedy Bóg uśmierca osoby zaginione, a jeżeli któraś z osób ma nadzieję, jest żywa i wraca. Teraz spójrz tu, ale nie przeraź się. >>
Wtedy spojrzałam w stronę głosu i cała dusza we mnie zamarła. Przede mną stała Maja. Wstałam, podeszłam i ją przytuliłam. Zabrałam ją do jej rodziców. Wchodząc podsłuchaliśmy rozmowę kilku osób, którzy mówili o straconej nadziei na odnalezienie Mai . Weszłam tam i powiedziałam <<Dlaczego tracicie nadzieję, skoro nie macie dowodu na śmierci. A jeśli żyje i błąka się gdzieś po lesie?>>. Na to jej matka << Szukaliśmy rok i jej nigdzie nie ma >>.
<<Ja wierzę, że jest tutaj>>. Wtedy weszła Maja i wszyscy zamarli. Radowaliśmy się cały dzień. Nazajutrz zapytałam się gdzie była , co robiła .
<<Wiesz , gdy ty odeszłaś i ja zostałam sama z tym wilkiem , to wcale się nie bałam . On odszedł, nie zabił mnie. Błąkałam się po lesie aż natrafiłam na jakąś starą chatkę . Mieszkała tam pewna pani, która nauczyła mnie jak żyć . Żyłam blisko świata zwierząt jak i ludzi>>
<<Jak mogłaś żyć w świecie ludzi skoro nikt Cię nie widział>>
<<Ta pani umiała zmieniać się w każdego, tłumaczyła mi wszystko . Była dla mnie doskonałym wzorem. Wiesz ona mi powiedziała, że nawet jeżeli jest się samotnym można mieć przyjaciela. Nawet maleńkiego kwiatka można traktować jako przyjaciela, nawet gwiazdkę na niebie , a nawet psa. Najlepsze jest to jak gada się z którymś samotnikiem, który odpowiada to samo . I co? Jeżeli odpowiada to samo to wie co czujesz.>>
<<Jak Ci może odpowiadać to samo skoro kwiaty nie umieją mówić, gwiazdy , ani nawet psy też nie >>
<<Bo to mój głos sam sobie odpowiada i sam siebie rozumie>>.
<<A czemu nie dawałaś znaku życia?>>
<<Wystawiałam was na próbę, na nadzieję, chciałam zobaczyć czy będziecie na mnie czekać, a szczególnie ty kiedy mogłaś znaleźć sobie nowego przyjaciela>>
<<Prawdziwy przyjaciel zawsze czeka na tego drugiego>>
Rozmawiałyśmy tak cały tamten dzień. Cieszyło mnie to , że Maja była pełna życia. Po wielu latach zrozumiałam, że to ja ją uzdrowiłam. Wierzyłam w nią i ta wiara ją uzdrowiła. Teraz Maja jest wspaniałym  psychologiem , a ja pisarką. Przyjaźnimy się nadal . Pewnego dnia Maja zabrała mnie do tej kobiety. Przeraziła mnie ona, była tak mądra . Cytaty, które wypowiadała sprawiały, że moje usta wtedy umarły . Nie odzywałam się ani słowem , bałam się cokolwiek powiedzieć, żeby nie wyszło źle. Jednak przekonałam się , że nie miałam czego się bać. Całe swoje życie były przyjaciółkami . 22.02.2027 rok , godzina 15 przyjaciółki umarły trzymając się za rękę leżąc na łóżkach szpitalnych. Przed śmiercią wypowiedziały słowa :
<< Skoro przez życie szłyśmy razem to przez śmierć też przejdziemy razem aż w nieskończenie wiele światów”
Wiara, Nadzieja, MIŁOŚĆ.







bez tytułu....

Co dalej ze mną będzie ? Dokąd pójde ? Nie wiem którą droga mam iść . Kto mi pomoże w odajdywaniu siebie coom ? Czuje się taka rozdarta od środka. 

Wczoraj naszczęście spędziłam miło dzionek :) Oby więcej takich.

niedziela, 17 lutego 2013

zabierzcie

 Nie chcę już tu być, ludzie ranią i krzywdzą. ZABIERZCIE MNIE STĄD !!!  Nie chce już dłużej czuć się niekochana, niechciana, nieakceptowana !! 

sobota, 16 lutego 2013

takie tam obrazki

 (Święta racja) 

 





"Człowieku wyciągnij do mnie rękę. " 


















 " CZłowieku poczuj się tak jak ja się czuje. " 

sens

 Odczuwam totalną pustkę , bezsilność, brak wsparcia,zrozumienia i nie wiem co jeszcze. Mam ochotę komuś wypłakać się w ramiona, ale niestety nie mam komu. Siedzę sama w pustym pokoju i myśle dalej nad sensem swego istnienia.

Moje ulubione cytaty

  "Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie."
                                                                               ~Jan Twardowski 

" W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. "

                                                                                      ~Paulo Coelho 


"Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem twojego życia."

                                                                                           ~Mark Twain

 " Żyjemy tak jak śnimy - samotnie."

                                          ~  Joseph Conrad


"Jeśli ktoś nie popełnia samobójstwa, nie znaczy, że wybrał życie. On tylko nie potrafi się zabić."

                                                                      ~ Ryūnosuke Akutagawa


"Jedyne czego żałuję w życiu, to tego, że nie jestem kimś innym."

                                                                       ~Woody Allen


moja prawdziwa życiowa historia....

Witam !
 To znowu ja nieznośna Izka , niezwykle upierdliwa i żałosna. Tak sobie siedzę i myślę nad wszystkim ... I wydaje mi się, iż nigdy nie będę gotowa na opowiedzenie mojej historii. Nie umiem, nie potrafię, jestem tchórzem który nie umie mówić szczerze prosto w oczy, bo gdybym nim nie była to nie uciekałabym od tego . Może dlatego postanowiłam opisać to w słowach tylko od czego zacząć... Najlepiej od początku, ale gdzie jest ten początek ? Cóż jak zwykle zgubiłam się w moim własnym potoku słów... Może zacznę od tego, iż nigdy nie byłam dla nikogo ważna ... Nikt mnie nigdy nie kochał, ja nie wiem czym jest miłość, czuję się taka zimna od środka. Ale czy naprawdę twki we mnie lód ? Sama tego nie wiem, co do uczuć jestem w nich kiepska. Nigdy nie zapomne jak byłam śmiertelnie chora... Nie miałam wtedy 12 lat. Pamiętam jak moi rodzice zawieźli mnie do szpitala... Miałam nadzieję, że chociaż wtedy zaopiekują się mną ... Niestety nic z tego . Zostawili mnie samą z moją śmiercią. Brzydzili się mnie, czy co ? Potrzebowałam z kimś pogadać... Jedynie babcia mnie czasem odwiedzała... Nikt poza tym... No przepraszam raz ojciec przyszedł do mnie pod wpływem alkoholu i zrobił mi awanture... Nie pamiętam dokładnie o co, ale pamiętam, że wtedy po raz pierwszy mnie uderzył. Powiedział mi " Izaa !! Jesteś śmieciem."  Nie zobaczyłam go już więcej aż do powrotu do domu. A tamte słowa wciąż mnie bolały i to mocno... Gdyby nie pewna osoba, którą przypadkowo wysłano do mnie , nie wiem czy bym przeżyła... Ona trwała przy mnie i do tej pory wysyła mi czasem listy . Nigdy nie zapomni o moich urodzinach, czy imieninach. Święta Bożego Narodzenia też spędziłam samotnie tzn. bez rodziców... Babcia mnie tylko odwiedziła w drugi dzień świąt... Chociaż tyle... Czułam się wtedy taka samotna, opuszczona i niepotrzebna. Pytałam się wtedy Boga dlaczego zesłał na mnie śmiertelną chorobę i dlaczego daje mi dalsze życie moi poprawiającym się stanem ? Nie mogę tego zrozumieć do dziś... Przez połowę swego życia krzyczałam, sama nie wiem do kogo... Może do ludzi , żeby mnie w końcu zauważyli ? Żeby się mną zajęli ? Mój krzyk nic nie dał, ponieważ siedziałam w milczeniu, nie umiałam o tym wszystkim rozmawiać. Może to co do teraz napisałam wydaje się czystym banałem, ale mi osobiście sprawia ból , smutek i cierpienie... No dobra, a teraz napisze dalej...Po powrocie ze szpitala było gorzej... Ojciec ciągle pił i mnie bił, ja tylko milczałam. Przyjęłam do świadomości, że jestem nikim, jestem śmieciem. Któregoś razu wychowawczyni zapytała mnie dlaczego mam tyle siniaków , skłamałam  jestem zwykłym kłamcą i tchórzem, chciałam o tym komuś powiedzieć, ale z drugiej strony myślałam, że lanie to moje przeznaczenie, że jestem zła, okropna, okrutna, do niczego. Skłamałam ją mówiąc, że szarpałam się z koleżanką na żarty, uwierzyła . Kupiła moje kłamstwo, teraz pisząc o tym czuję się taka rozdarta. No nic mijały miesiące ciągle to samo. W nocy dręczyły mnie koszmary nocne przez które krzyczałam na całe mieszkanie , pamiętam niektóre krzyki " Proooszeee zostawcie mnie, zabierzcie mnie stąd. Prosze!!!" Błagałam, błagałam ,ale nikt mi nie pomógł dla nikogo nie byłam ważna. Ojciec podczas moich krzyków zaklejał mi buzię jakąś taśmą, tak bardzo źle mi było oddychać , zwłaszcza wtedy gdy miałam katar. 15 maja 2009 roku , nigdy nie zapomne tego dnia . Wróciłam ze szkoły, mojej mamy nie było w domu. Byłam sama z pijanym ojcem . Pociągnął mnie za rękę i posadził na jakimś drewnianym krześle, przywiązał mnie do niego. Dawał mi manto po buzi mówił wtedy " Teraz dam Ci za to ,że żyjesz" , " Za to, że jesteś do niczego " , " Za to, że nie jesteś inna " . Krzyczałam wtedy myślałam, że mnie zabije...  On zaklejił mi usta taśmą... Poczułam się taka bezsilna, taka jak zwierze w klatce , które mają zamiar zaraz zamordować, taka pusta. Po tym indydencie zamknęłam się w pokoju... Myślałam nad życiem... I wtedy po raz pierwsz pomyślałam sobie " Nie ma po co żyć , chcę umrzeć." Od tego dnia codziennie myślałam o tym. W szkole, w domu, wszędzie. Dostawałam manto, ale mnie to już nie ruszało, myślałam tylko " Już wkrótce skończy się moje cierpienie".  Po zakończeniu szkoły podstawowej w wakacje ojciec przestał pić i mnie bić. Potem zaczęła się szkoła gimnazjalna tamte czasy to istne piekło. Mama też się zmieniła, krzyczała na mnie non stop , nie mogłam nawet stłuc talerza czy głupiej szklanki. Nawet gdy byłam chora nie miała dla mnie serca , zwalała wine na mnie, zaaawsze... Nawet wtedy gdy ojciec mnie bił nie broniła mnie... Tak strasznie było mi przykro, byłam taka samotna... I po co ja to wszystko pisze ? Nie wiem wszystko spływa po mnie jak po maśle...  W szkole też nie czułam się bezpiecznie, nauczycielka od mamty zaczęła się nade mną znęcać. Wszyscy to widzieli, ale nikt nie reagował... Na początku milczałam ,ale potem zaczełam o tym mówić... Niestety nikt mnie nie posłuchał nie uwierzył, po prostu nie chciał uwierzyć jak bardzo cierpiałam.. Pamiętam jak byłam za drugim razem na oddziale psychiatrycznym po próbie samobójczej w ciągu roku szkolnego odwiedził mnie psycholog szkolny... Powiedziała mi, że będzie mi pomagać. Uwierzyłam jej, zaufałam od razu... Myślałam, że jak wróce do szkoły po bardzo długiej przerwie wszystko się zmieni... Na początku fajnie mi się z nią rozmawiało, czasem spotykałysmy się poza szkołą... Niestety w połowie 3 klasy wszystko zaczęło się psuć... Otworzyłam się i powiedziałam o matematyczce, ona wcześniej o niczym nie wiedziała, odwiedzając mnie była nowo przyjęta do szkoły . Nie uwierzyła mi jak inni, bolało mnie to, a przecież obiecała, że mi pomoże ... Potem powiedziałam jej o ojcu ona zaś mi odpowiedziała " Iza przestań wymyślać, robisz to tylko po to , bo nie umiesz matmy i chcesz wzbudzić litość w innych." Tamtego dnia ją znienawidziłam, skrzywdziła mnie i to bardzo, zrozumiałam że zostałam sama , że nikt mnie nie chce... Tak bardzo nie chciało mi się wtedy żyć... Pocięłam się... Będąc potem w liceum przyszła do mnie dziewczyna, która miała podobny problem z matemtyczką w gimnazjum... uczy ją matmy teraz. Poprosiła mnie o pomoc , oczywiście pomogłam , udowodniłam wszystkim, iż nie kłamę i po sprawdzeniu moich prac z matematyki powinnam najmniej mieć z nich 4 a nie 1 . Zaczęli mnie wszyscy przepraszać, psycholog szkolny przeprosił mnie powiedziała, że jeżeli będę czegoś potrzebować to, żebym się do niej zwróciła. Ja wiem jedno , nie chcę jej pomocy ! Kiedy jej potrzebowałam to ona miała mnie gdzieś, boli mnie to wszystko do teraz. No dobra, a teraz wrócę do sprawy domowej. W pierwszej gimnazjum wpadłam w małe uzależnienie od samookaleczania, moja przyjaciółka pomogła mi z tego wyjśc, za co jestem jej wdzięczna... Na chwilę wtedy ojciec przestał mnie bić oraz chlać... Myślałam, że to koniec mojego koszmaru... Jakoś przeżyłam pare miesięcy, potem wychowaczyni kazała mnie zabrać do psychiatry... mama ustaliła wizyta było okey dostałam jakieś leki, miałam terapie przyszpitalną... Ale jakoś na koniec kwietnia byłam sama w domu, pamiętam jak ojciec przyszedł, nie było mamy, znów był pijany... Stałam wtedy w kuchni, piłam wodę , odwróciłam się na niego kiedy w jednej chwili poczułam uderzenie w głowe... Otworzyłam oczy patrząc się w sufit, ojciec próbował mnie podnieść próbowając mnie złapać za koszulkę. Ja nie miałam siły by wstać, czułam że mam złamany nos, i jak podniosłam głowę to strasznie kręciło mi się w głowie. No cóż następnego dnia i tak poszłam do szkoły i po powrocie z niej zaczęłam wymiotować, mama zabrała mnie do szpitala, okazało się iż jest to wstrząs mózgu. Skłamałam mówiąc, że uderzyłam się w szkole.... Uwierzyli, a ja ponownie czułam się źle w kłamstwie. Sama odstawiłam leki psychotropowe i zaczęłam się źle czuć. Całe leczenie poszło na marne...Ech... po powrocie znów miałam wizytę u lekarza i kazał mi zostać na oddziale, byłam w złym stanie... nie chciało mi się nic, a przede wszystkim myślałam tylko o śmierci. Zostałam tam...poznałam wiele ciekawych osób, między innymi Katarzynę (Katie), która nauczyła mnie bronić się fizycznie... W tamtym czasie powstało dużo wierszy, opowiadań ... Czułam się tam dobrze chodź psycholodzy i lekarze nie byli zafajni, traktowali nas jak śmieci. Ojciec mnie w ogulnie nie odwiedzał, matka czasami chodź i tak praktycznie z nią nie rozmawiałam. Moi chorzy przyjaciele dawali mi siłe dzięki której walczyłam. Po wyjściu ze szpitala napisałam książke, śmieszne ale nie wiem gdzie ją schowałam.. Następnym moim marzeniem było granie na skrzypcach... niestety mama nie chciała mi ich kupić. Ona nigdy nie wierzyła w jaki kolwiek mój talent, miała mnie zawsze za nie udacznince zresztą jak mój ojciec. No nic miałam trochę uzbieranej kasy, troszkę sobie zarobiłam i zakupiłam wymarzone skrzypce... Grać na uczyłam się za pomocą internetu.. Ale z przykrością nie mogłam grać zawsze... kiedy ojciec wracał to zabierał mi skrzypce , aż którego dnia mi je złamał.. Płakałam wtedy jak szkolna, wtedy mama weszła do pokoju i mnie popchnęła ja jej wtedy powiedziałam " Mamo dlaczego tata to zrobił?" ona zaś " I bardzo dobrze nie będzie takie totalne beztalencie grało na tym i tworzyło jakąś rzępolistą muzykę, rozpłakałam się wtedy. Zadzwoniłam do przyjaciół oni nie chcieli mnie wysłuchać pokłóciłam się z nimi, a na drugi dzień próbowałam popełnić samobójstwo. No i wiadomo potem znów psychiatryk... Na nieszczęście doszedł nowy psycholog, tamta pani z która mi się tak dobrze gadało odeszła... A ta jędza była nie dozniesienia. Nikt jej tam nie lubił. Matka zostawiła mnie w tym szpitalu i nie pojawiała się przez dłuższy czas, zresztą jak ojciec. Raz u mnie był i mnie uderzył, pani Ewa nauczycielka zobaczyła to i pytała mi się co to miało znaczyć... Uciekłam od tego nie chciałam z nią o tym gadać. Ojciec wielokrotnie dzwonił na oddział pod wpływem alkoholu i mówił " Mam córkę nieudacznicę, mogłaś wtedy umrzeć." , "  Nie jesteś moją córką.", płakałam dniami i nocami, przyjaciele stamta mnie pocieszali... Czułam się okropnie . Pamiętam taką Justynę , której mama była śmiertelnie chora... Justyna zaś miała schizofrenie. Jej matka umierała, a lekarze nie chcieli jej dac przepustke. Zorganizowałam dla niej ucieczkę po czym i tak wszyscy domyślili siię, że to moja wina... Czułam się winna, że wypuściłam kogoś chorego, ale tak naprawdę ona podziękowała mi potem ze względu na to , iż po raz ostatni widziała swoją matke na ziemi. Niestety mój nieulubony psycholog tego nie zrozumiał i poszłam w pasy... No cóż... ojciec gdy się o tym dowiedział, nie odezwał się do mnie przez dwa miesiące... Ja czekałam, czekałam na przyjazd kogoś bliskiego. Odwiedzała mnie tylko katechetka z księdzem to oni poświęcali mi swoją uwagę, zabierali na spacery po wyjściu ze szpitala itp. Nie będe dłużej pisać o swoich przygodach szpitalnych to może być innym razem. Oczywiście po powrocie znów zaczęło się wszystko od nowa, picie, bicie, mój wewnęrzny krzyk ... Koszmary nocne, strach. Nigdzie nie czułam się bezpiecznie. Ojciec kiedyś powiedział, że mnie zabije... Nie przejęłam się tym przecież chciałam się zabić...ale z drugiej strony bolało mnie , że tak bliska osoba do mnie mówi...Matka mnie nie broniła, babcia o niczym nie wiedziała... Potem ja się rozpiłam ... Chodziłam i chlałam na codzień , sprzedawali mi czym byłam zaskoczona. Nie wiem czemu to robiłam może chciałam poczuć się jak ojciec ? Nie wiem i do dziś nie moge zrozumieć. Pamiętam jak z moją nową przyjaciółką kiedyś trochę za dużo wypiłysmy i zaczęłam gadać o uczuciach.Moze tak naprawdę miałam w sobie uczucia, tylko nie potrafiłam ich odkryć ? Może tak naprawdę ja nie byłam zimna tylko świat wokół mnie ?? Na szczęście wyszłam z tego pijaństwa...... praktycznie w ogóle już potem nie tknęłam alkoholu do ust. Czasem teraz się zdarza, ale nie tak jak wtedy...  Tak jakoś sobie troszkę przeżyłam... Szukałam miłości na ślepo od jakiś osób , ale jej nie dostawałam... Czuje się z tym dziwnie... Pisząc to wszystko płacze, więc jednak nosze w sobie jakieś uczucia. Może dlatego teraz nie mogę tego pojąć, że jestem dla kogoś ważna ? Chwalona ? Po prostu nie mogę tego pojąć... nie potrafie nie umiem... jestem śmieciem, mój ojciec ma racje , jestem nikim... Jestem bita bo jestem zła, okrutna, zimna... Jestem bita, bo mam swoje wady, a nie powinnam  ich mieć według ojca, jestem bita ponieważ ŻYJE ! Jestem poniżana przez mamę ponieważ jestem nikim, jestem poniżana ponieważ jestem totalnym beztalenciem , który nie zasługuje na miłośc. A tak bardzo bym chciała, żeby ktoś ze mną trwał, żeby mnie przytulił, powiedział że jestem dla tego kogoś ważna. Czy ja naprawdę tak wiele oczekuje? Widocznie jestem nikim skoro nikt tego nie chce zrobić. Kiedyś mój ojciec kradł, ludzi myślą że ja też taka jestem... Wzięli mnie do jednego wora. Myślą, że odziedziczyłam geny po tatusiu... Ja nie jestem taka jak on, naprawdę. Niech mi ktoś uwierzy w końcu !! Niech ktoś wreszcie będzie przy mnie..Raz była taka osoba rok młodsza ode mnie, byłam wolontariuszką na dziecięcej onkologii . Zaprzyjaźniłam się, też miała białaczkę tylko inną odmianę niż ja..Niestety ta dziewczyna umarła, ale nauczyła mnie wiele. Znaczy się uczyłyśmy się nawzajem. Ja uczyłam ją jak umierać, a ona mnie jak żyć. Postanowiłysmy, że zamienimy się rolami, ona umrze jako ja, a ja będę żyć jako ona tylko swoim życiem i w ten sposób powstała ksiązka pt" Odddam śmierć za życie . "
 Teraz może jest trochę lepiej, ojciec mnie na razie nie bije, tylko pije, ale cóż taki już mój los. Może ta historia nie jest jakaś wyjątkowa, ciekwawa, czy wzruszająca , ale jest moja i ja przez to wszystko bardzo cierpiałam i cierpię.  I tak opowiedziałam to wszystko w cholernym skrócie, było tego o wiele więcej. Jak uciekłam z domu itp. Nie dam rady już tego pisac i tak wystarczająco już panią przynudziłam tą opowieścią. "Deszcz kołysze mnie do snu." - mój własny cytat.
                      Dobranoc.

Imprezzka

Yeah ! No w końcu doczekałam się imprezki urodzinowej mojej kumpeli!! Za moment właśnie idę się szykować... tylko problem jak zwykle pełna szafa ciuchów , a ja nie mam się w co ubrać. Dziś na szczęście nie mam chandry, więc jak na razie mam dobry humor, a nawet uśmiech na twarzy - ciekawe na jak długo. Przed chwilą właśnie przyszłam od babci... miała dziś imieniny więc dałam jej czekoladki , złożyłam życzenia, zjadłam ciasto krówkowę i poszłam . Nie wiem co by tu jeszcze napisać. Ogólnie połowę tego dnia zaliczamdo udanych, druga jego połowa tak samo będzie zapewne .
  

 A może jakiś rysuneczek na koniec. 

"Zakochana para." 


Hmmmm może dodam jeszcze jakąś piosenkę : 



;)
 

piątek, 15 lutego 2013

emo2


piorun


jednorożec :D


Lolek


..

 Czas pokazać życiu na co mnie stać. Czas zapomnieć o tym co było i iść dalej przed siebie, ale którą drogę wybrać ? Marzeń wiele, ale teraz które jest najważniejsze ? sTOJE przed ludźmi patrząc się w dal, nie widze tam siebie, nie widze tam mojego świata. Mój świat jest drogą samotności, bólu, cierpienia. Czy już zawsze tak będzie? Czy zawsze wspomnienia będą we mnie twkić ? Ile lat będę jeszcze cierpieć ? Kiedy odnajdę właściwą drogę ? Gdybym mogła dostać jakiś znak z gwiazd, byłoby łatwiej.

Nigthwish- Nemo


Simba i Nala

Trochę niewyraźnej jakości, ale da się zobaczyć ;) 

        Świat zdaje się nie być taki sam
Mimo iż wiem, że nic się nie zmieniło
To wszystko jest stanem mojego umysłu
Nie mogę zostawić tego wszystkiego
Muszę się podnieść, by być silniejszą

Muszę spróbować się uwolnić
Od swych myśli
Wykorzystać ten czas, który mam
Nie mogę się pożegnać
Musi mi się to udać
Muszę walczyć, bo wiem, że
W końcu mi się to opłaci
A ból, który czuję stopniowo osłabnie
Wszystko będzie dobrze

Wiem, powinnam zdać sobie sprawę
Czas jest cenny i wartościowy
Mimo tego, jak czuję się w środku,
Muszę mieć wiarę, iż wszystko będzie w porządku
Muszę się podnieść, by być silniejszą

Muszę spróbować się uwolnić
Od swych myśli
Wykorzystać ten czas, który mam
Nie mogę się pożegnać
Musi mi się to udać
Muszę walczyć, bo wiem, że
W końcu mi się to opłaci
A ból, który czuję stopniowo osłabnie
Wszystko będzie dobrze

Muszę spróbować się uwolnić
Od swych myśli
Wykorzystać ten czas, który mam
Nie mogę się pożegnać
Musi mi się to udać
Muszę walczyć, bo wiem, że
W końcu mi się to opłaci
A ból, który czuję stopniowo osłabnie
Wszystko będzie dobrze

Och, ta noc trwa zbyt długo
Nie mam siły, by dalej trwać
Nigdy więcej bólu, odpływam
Przez mgłę widzę twarz anioła,
Który woła mnie po imieniu
Pamiętam, że jesteś powodem, dla którego muszę zostać

Muszę spróbować się uwolnić
Od swych myśli
Wykorzystać ten czas, który mam
Nie mogę się pożegnać
Musi mi się to udać
Muszę walczyć, bo wiem, że
W końcu mi się to opłaci
A ból, który czuję stopniowo osłabnie
Wszystko będzie dobrze



Tekst piosenki w wersji polskiej , który strasznie mi się podoba. Piosenkę w wersji angielskiem można posłuchać tuta : 
 :)

Pare swoich foteczek :D





tak trochę z nudów...


coś z anime...


emo



                                              Jeden z pierwszych moich rysunków

z dedykacją


Tę piosenkę chcę zadedykować mojej zmarłej przyjaciółce Anastazji ♥ , która chorowała na ciężką białaczkę . Dzięki niej chcę walczyć o życie, pokazała mi czym jest walka. Krótko mówiąc po części nauczyła mnie żyć, zaś ja nauczyłam ją umierać . 
"Tyś moje życie, a ja Twoja śmierć." 

moja jedna z ulubionych piosenek ♥



Tak, tak nie potrafię żyć. Pomimo swojego wieku już dużo przeszłam,a ta piosenka prowadzi mnie od kilku lat. Może nadal myslę o samobójstwie, ale z dnia na dzień czuję, że mam po co żyć. Może z czasem w ogóle zapomne o tym najgorszym, najtchórzliwszym rozwiązaniu? Chciałabym, a jeżeli czegoś się chce to można to zrobić. Może życie ma jednak sens ? Ja tego sensu szukam na co dzień, aż może w końcu pewnego dnia wstanę rano i powiem " Mam, mam wreszcie sens swojego życia." Będę o to walczyć do końca ,a ta piosenka mi w tym pomoże. " Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi." Ludzie są fałszywi i wredni,ale to tylko ludzie trzeba im wybaczać, teraz to rozumiem ;) .

niedawny rysunek


A to jest rysunek narysowany tydzień temu 
;) 


Pierwsze rysunki

A teraz pokażę wam może jakiś mój rysunek ;) 


Jak na razie dodałam 2 ;) może za moment jeszcze coś dodam ;)

Powitanie !

Witam! Jak napisałam z boku mam na imię Izabela. Zakładam tego bloga ponieważ chcę mieć jakiś mały kąt w internecie, będę tu głównie publikować różne posty z moimi rysunkami, czasem może jakiś wiersz, czy opowiadanie,A może jakaś piosenka ? Wszystko będzie zależało od czasu... Teraz liceum to wiadomo, potrzeba troche więcej czasu na naukę , ale w wolnej chwili na pewno tu zajrzę ;) . Otóż nie licze na jakiś sporo komenatarzy ponieważ nie zależy mi na tym, piszę to wszystko dla siebie, pewnie zastanawiacie się po co, ale wszystko ma jakiś swój cel , a to jest mój. Napisać, wstawić , opublikowac i cieszyć się z tego ;). Wiem może to jest trochę chore, ale taka właśnie jestem ;)